Lucyfer utknal na dobre za kanapą i zaczynalismy się juz niepokoić. Lili w najlepsze sie zadomowiła i zaczeła juz nami dyrygować;-)
Pewnego wieczoru odwiedził nas przyjaciel, ojciec dwójki rozkosznych dzieciaczków. Być może to zapach dzieciństwa wyciągnął Lucyfera zza kanapy:) Najpierw odważnie udał się do duzej kuwetki, gdzie wzorowo się załatwił. A potem ...
... potem okazało się, że Lucyfer nie jest dzikuskiem, ale wspaniałym miziakiem, ktory uwielbia pieszczoty. Owszem, bardzo płochliwym - przecież od początku życia był w schronisku. Ale gdy tylko się odważy robi się z niego przemiła przytulanka. A jak domaga się glaskania! Potrafi nawet złapać w ząbki palce ręki, która ją glaszcze:)
W odpowiedzi na to Lili strzela focha;-) Albo nas atakuje, albo sie obraza i kladzie się z obrazoną miną. Trwa to, dopoki nie przekupimy jej lodowka;-) Lub, jesli foch jest naprawde duzy, to trzeba poczekac do obiadu. Gdy siadamy przy stole, Lili od razu laduje na moich kolanach. Mała spryciara! I nie da sie jej stamtad zrzucic!
Niestety jest tez kilka zmartwien. Nie tylko jestem przerazona tym, jak Lili atakuje Lucyfera gdy chce do niej podejsc i sie powachac... nawet nie moga jesc z miseczek obok siebie, bo Lili albo warczy, albo syczy albo nawet atakuje Lucka łapką... Nie wiem jak temu zaradzic:(
Ponadto martwie sie zdrowiem Lucyfera. Bardzo mało je, prawie nic, a to co zje zwraca w tempie ekspresowym:( Dobrze ze chociaz pije wode, bo nie wiem jak on ma sile na cokolwiek:( Dodatkowo podczas miziania zauwazylam na jego brzuszku maly, miekki guzek. Nie boli przy dotykaniu, ale jest. Mam nadzieje, ze to nie jest przepuklina brzuszna:( Na koniec wpadlo mu cos do oczka i paskudnie spuchlo:( Przemywamy chusteczkami chabrowymi, jutro sprobujemy z rumiankiem, ale obawiam sie, ze bedzie nas czekala pierwsza wizyta u Weta ... :(
Do weterynarza i tak trzeba chodzić od czasu do czasu. Jak znaleźliśmy jednego z "naszych" kotów był prawie zamarznięty na kość, miał robaki, pchły i wszystko co się da... ale udało się odratować i po paru dniach/tygodniach był jak nowy. Także głowa do góry. Po przeprowadzce Moria nie chciała się ruszyć z miejsca a rok później uciekała z domu aby polować na myszy.
OdpowiedzUsuń